Pies też człowiek, ale wieprzowina to nie świnia – rozmowa z Karoliną Grzybowską

Izabela Kowalska: Nasze podejście do zwierząt zmienia się. Jak to się dzieje, że dziś jedne zwierzęta traktujemy jak swoje dzieci, a drugie zjadamy?

Karolina Grzybowska: To prawda. Psy stroimy w ubranka, koty śpią z nami w łóżkach, a świnie zjadamy. W zależności od kultury danego kraju jest różnie. My nie wyobrażamy sobie zjeść kota czy psa, za to świnkę już można. W innych krajach jest inaczej. Jestem wegetarianką i dla mnie nie ma różnicy jakie zwierzę miałoby się znaleźć na moim talerzu. Nie jem też ryb. Dla mnie to takie same żyjące istoty.

Dlaczego tak wiele osób, które deklaruje, że kocha zwierzęta, je mięso?

Nie wiem co nimi kieruje. Osobiście dla mnie jest to nie do pomyślenia. Wydaje mi się, że wynika to z naszego wychowania i przyzwyczajeń. Skoro robiliśmy to od zawsze, to wchodzi nam to w nawyk. Myślę, że gdyby mięso nie leżało gotowe w sklepie, tylko trzeba by faktycznie samemu je upolować zdecydowana większość ludzi, by z mięsa zrezygnowała. Sami ich nie zabijamy, ale przez nas tracą życie. Dla mnie to jest to samo.

Co zrobić, by to zmienić?

Wydaje mi się, że potrzebujemy mocnych kampanii, by zwiększać świadomość innych ludzi. W ostatnich latach coraz więcej osób przechodzi na wegetarianizm, a nawet weganizm, co mnie bardzo cieszy. Mam nadzieję, że z roku na roku będzie ich coraz więcej.

Od zawsze nie jadła Pani mięsa?

Jako dziecko jadłam. Rodzice przygotowywali posiłki, a ja po prostu je jadłam. Początkowo nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jem zwierzę.

Co stało się takim momentem przełomowym, że przestała Pani jeść mięso?

Pamiętam, że byłam wtedy w liceum. Internet stawał się coraz bardziej popularny i to tam zobaczyłam kampanię, która otworzyła mi oczy. Przestałam jeść mięso jeszcze tego samego dnia.

Jak zareagowała na to rodzina?

Wtedy myśleli, że to chwilowy wymysł i mi przejdzie. Niestety bez kłótni się nie obyło. Wtedy już byłam praktycznie dorosła, sama mogłam przygotować sobie posiłek. Później wyjechałam na studia do innego miasta i już nikt nie mówił mi, co mam jeść.

Jak to wygląda teraz? Rodzice nadal przekonują do jedzenia mięsa?

Dzisiaj już nie. Minęło już tyle lat, że zdążyli się z tym pogodzić. Gdy do nich przyjeżdżam na obiady, zawsze jest opcja wegetariańska. Moja mama jest pielęgniarką, początkowo obawiała się o moje wyniki badań, lecz badam się regularnie, pokazuje jej wyniki i to ją uspokaja.

Podaje Pani mięso swoim dzieciom?

Nie. Od samego początku wiedziałam, że nie chce w nich wyrabiać tego nawyku. Rozwijają się prawidłowo.

A co na to Pani mąż?

On też jest wegetarianinem, więc nie miałam z tym problemu. Wiem, że dzieci w przyszłości mogą wybrać własną drogę, ale mam nadzieję, że brak nawyku jedzenia mięsa i wszelakie kampanie sprawią, że tak się nie stanie.